Siedzę właśnie w pociągu Tanich
Linii Kolejowych relacji Poznań-Łódź (niestety, słowo „tanie” występuje tylko
w nazwie i w żaden sposób nie odzwierciedla rzeczywistości). Wbrew ogólnie panującej
tendencji, cechującej pasażerów wszelakich środków transportu, usadowiłam się
tyłem do kierunku jazdy i z satysfakcją obserwuję oddalające się drzewa,
pola i budynki, co oznacza, że posuwam się naprzód, do domu, a ten dzień, choć
wcale nie nieprzyjemny, powoli zbliża się ku końcowi. Warunki podróży jak na polską
kolej całkiem znośne, bo trafiłam akurat zupełnie przypadkiem na nowy rodzaj
wagonu, a co za tym idzie (a wcale nie jest takie oczywiste) siedzę przy dużym
oknie, mam wokół sporo przestrzeni i stolik, dzięki któremu mogę pozwolić sobie
na luksus otwarcia laptopa bez konieczności trzymania go na podkurczonych
kolanach. Internetu, oczywiście, nie ma, ale też się go nie spodziewałam, więc przykre
uczucie rozczarowania nie wystąpiło. Podsumowując ten przydługi wstęp, nie jest
źle, a biorąc pod uwagę fakt, że o mały włos (i tu jak zwykle w porę zadziałały
niezawodnie dwa czynniki: mój totalny brak ogarnięcia i filmowa wręcz beztroska)
a musiałabym czekać na odpowiednie połączenie do godziny 22-giej, to
nawet jest bardzo dobrze.
Ponieważ dzisiaj musiałam udać
się w podróż, to posiadam bardzo mgliste informacje na temat tego, co dzieje się na terenie galerii (i to mnie
trochę stresuje), a pewnie dzieje się, bo w sobotę otwieramy wystawę z
okazji X-lecia Oddziału Łódzkiego Polskiego Centrum Origami i należy zmienić
wystrój wręcz w ekspresowym tempie. Wystawa studentów ASP ze względów
technicznych musiała zostać przesunięta i trochę się wszystko
pokomplikowało… Zauważyłam jednak pewną prawidłowość – im więcej adrenaliny, pracy
i barku czasu, tym nasza młodzież lepiej odnajduje się w sytuacji. Wczoraj,
na przykład, Marek spędził 3 bite godziny przy laptopie opracowując
elektroniczną wersję zaproszenia na tę okoliczność. W ogóle to w szoku jestem,
bo pojęcia nie miałam, że on potrafi coś takiego robić. Wiedziałam, że
cierpliwy jest dosyć, jak na człowieka w tym wieku, bo już nie raz miałam okazję
obserwować skrupulatność z jaką pieczołowicie rysuje i wycina szablony do
graffiti. Ale żeby 3 godziny dłubać w paincie?.. w słoneczną pogodę?.. zupełnie nie
zwracając uwagi na zaczepki Darii i Dominiki?! A trzeba wiedzieć, że to fajne
dziewuchy są. To mi zaimponowało. Marek w całkowitym skupieniu wybierał
czcionki, wielkości, logotypy, dopracowywał każdą literkę. Czasami pozwoliłam
sobie nierozważnie na jakąś uwagę tudzież dygresję, na co odpowiadał mi
zazwyczaj krótko, nie wdając się w niepotrzebne dyskusję, pytaniem retorycznym
(chyba?): „Pani przyszła przeszkadzać?”. Nie, pani absolutnie nie przyszła
przeszkadzać. Pani cichutko usiadła i grzecznie czekała na moment, kiedy jej
pomoc i wsparcie będzie jakkolwiek potrzebne. Z radością też donoszę, że
doczekałam się, a nawet więcej – część moich uwag i sugestii została po
negocjacjach uprzejmie uwzględniona w projekcie graficznym. Marek, jak każdy
finiszujący perfekcjonista, najwięcej czasu spędził na „dopieszczaniu swojego
dzieła”, ale chyba w końcu jest z siebie zadowolony, choć pewnie wrodzona skromność
nie pozwala mu się z tym tak bardzo afiszować.
A zatem, stan prac na wczorajszy
wieczór przedstawia się następująco. Dzięki nieco skomplikowanej acz owocnej
współpracy mojej i Marka zaproszenie jest już gotowe i niecierpliwie czeka na
wysyłkę. Należy jeszcze zakupić niezbędne przybory techniczne, oczyścić ściany
i przygotować do przymocowania listew podtrzymujących aluramy, przykręcić
rzeczone listwy, przywieźć prace, zaplanować ich rozmieszczenie na terenie galerii,
wstawić w aluramy i powiesić w odpowiednich miejscach. Powinniśmy sobie poradzić
;)
L.
:)
OdpowiedzUsuńBo Marek to łatwy do rozszyfrowania nie jest. Niby spokojny, niby łagodny, niby przewidywalny.
Zaskoczenie moje było ogromne gdy w ubiegłym tygodniu w rozmowie telefonicznej z bardzo ważną osobą usłyszałam, że nasz grafik (czytaj Marek) musi..... ( nieważne co musi - ważne nasz grafik).
No to Mareczku czym jeszcze nas zaskoczysz!!!
mel