niedziela, 24 czerwca 2012

Coś


Koniec roku szkolnego za pasem, ale my w galerii jakoś tego nie odczuwamy. Odczuwamy natomiast coś innego, tzn. ja odczuwam. 

W piątek odbył się „finisaż” wystawy Natalii Kalisz „Pod powiekami”, a już pojutrze zaprezentuje swoją instalację dźwiękową Alicja Rynkiewicz. Mówiąc potocznie „wszystko się kręci”. Wszystko się kręci nadzwyczaj szybko. Kręci się tak szybko, że jesteśmy czasem oszołomieni tym, ile rzeczy zdążyliśmy zrobić, w ilu działaniach uczestniczyć, ilu ludzi poznać. Czasem jesteśmy przerażeni, że nie zdążyliśmy czegoś osiągnąć, a drugiej szansy prawdopodobnie nie będzie. Nagle budzimy z zaskoczeniem na ustach, bo zauważamy, że coś się zmienia albo zmieniło już dawno, tylko my byliśmy zbyt zajęci, żeby to zauważyć.  Czas płynie, niestety... 

Koniec roku szkolnego oznacza, że nasza młodzież w większości rozjedzie się po domach i boleśnie odczujemy ich deficyt na galeryjnych dyżurach. Nie lubię jak ich nie ma, bo to tak jakby nie było gospodarzy kiedy przyjeżdżają goście. Nie oszukujmy się, to oni tak naprawdę definiują to miejsce, choć nie zawsze chcą i nie zawsze spełniają swoją rolę. Ostatnio jeden z naszych młodych nie przyszedł na ustalony dyżur. Kiedy zapytałam go dlaczego nawalił, odpowiedział spokojnie i bez krępacji, że mu się po prostu nie chciało. Tłumaczę więc młodemu człowiekowi, że to nie w porządku, bo po pierwsze zobowiązał się, a po drugie inni ludzie liczą na niego i jego „chcenie” nie ma tu nic do rzeczy. A młody człowiek z właściwą sobie rozbrajającą nonszalancją zapytuje mnie: „Pani, raz nie przyszedłem i co? Stało się coś?!”. Mój drogi młody człowieku, no strat w ludziach nie było… Pewnie nie ja jedna zastanawiałam się jak tu przekonać zbuntowanego nastolatka, że nie wypełnianie swoich obowiązków to jednak wbrew pozorom „coś” i wcale nie musi dojść do rozlewu krwi, żeby móc mówić, że to straszne „coś” właśnie zaistniało... Niestety, poległam chyba w tym starciu, bo mam wrażenie, że młody człowiek pozostał w przeświadczeniu, że żadnego „cosia” nie było, a ja, i cała reszta świata, jak zwykle czepiamy się za bardzo. 

Ogromnie jestem ciekawa jak nasi młodzi poradzą sobie na stażu w Holandii skoro ignorowanie „cosiów” wychodzi im tak perfekcyjnie. Pierwsza czwórka wyjeżdża już 2 lipca jęcząc potwornie, że to aż 4 tygodnie. Cóż, ani przez moment nie spodziewałam się, że będą zachwyceni okolicznościami i wdzięczni za możliwość rozwoju. Obstawiam za to, że dekadentyzm przejdzie im jak już będą na miejscu i się zaaklimatyzują. Jakby nie było szkoda, że zła wiedźma jednak nie posiada kryształowej kuli i nie może w niej zobaczyć tego, co wydarzy się jutro. A byłoby to narzędzie w naszej sytuacji idealne, pozwalające przygotować się na wszelkie przeciwności losu, uprzedzić niepowodzenia, i co najważniejsze, w rezultacie pozwoliłoby ono zapobiec ewentualnym destrukcyjnym zjawiskom mogącym zakłócić realizację naszych planów… Byłoby miło dla odmiany mieć stuprocentową pewność, że sukces mamy w kieszeni.

Tymczasem zejdźmy na ziemię. Kryształowa kula to element baśniowy, a emocje i motywacja nas wszystkich są jak najbardziej realne i jeszcze wiele może się wydarzyć. Na szczęście czas płynie i wkrótce się o tym przekonamy. 

L.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz