poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dzień dobry


Czasem są takie dni, kiedy człowiek zmuszony jest wstać o 6:00 rano. Dla kogoś, kto wystawia swój organizm na próbę wytrzymałościową w postaci nieregularnego snu, zbyt krótkiego odpoczynku i niezdrowego odżywiania, jednocześnie domagając się od niego pracy na najwyższych obrotach, otwarcie oczu o tej nieludzkiej porze może okazać się wyjątkowo bolesne.

Dzisiejszy dzień nie zaczął się dobrze. Samo to, że się zaczął już wzbudzało moje poirytowanie. Bo czy nie mógłby zacząć się trochę później? Tak 3 godziny powiedzmy. 6:00 rano stała by się zupełnie inną 6:00 rano - bardziej przyjazną, gościnną, wypoczętą. Mogłabym wtedy nie śpiesząc się realizować konsekwentnie plan dnia, może nawet wypić kawę i zjeść śniadanie przed wyjściem. Niestety, dzisiejsza 6:00 rano była standardowo brutalna i bezlitosna. Skąd pomysł, że wczesne wstawanie pozwala zachować świeżość przez cały dzień, nie wiem. Ja osobiście jestem głęboko przekonana, że od 6:00 rano nie można oczekiwać żadnych korzyści.

Grupa projektowa chyba też nie najlepiej znosi początek tygodnia. Jakoś tak snują się, jakby trochę obrażeni. Poziom i chęć dążenia do kontaktu zdecydowanie poniżej średniej. A może, tak jak niektórzy z zespołu projektowego, przeżywają syndrom „pustki po otwarciu”? Taki był pęd, mobilizacja, emocje, zamieszanie, a teraz co? No otwarta galeria. Działa. Każdy ma swoje dyżury. Wszystko się kręci, ale tego szału, co przed otwarciem już nie ma. To, oczywiście, tylko takie wrażenie, bo gdy spojrzymy na nasz harmonogram działań i imprez, natychmiast podnosi nam się poziom adrenaliny. Nie ulega jednak wątpliwości, że na chwilę obecną zagościła stagnacja.

Ale mogę też się mylić. Może ogólny marazm wynika z wyjazdu naszych wolontariuszy… Georgia i Artemis odlecieli dziś w południe do domu po 5 tygodniach pobytu w Polsce. Uroczyście i kameralnie pożegnaliśmy ich w piątek po godzinach. Nasi młodzi zdecydowali, że zamiast iść na kręgle (bo to była jedna z opcji pożegnania wolontariuszy i uczczenia otwarcia), chcą zrobić wieczór pożegnalny w Galerii, żeby jeszcze trochę pobyć razem. Impreza była wesoła i długa… na koniec było trochę łez. Georgia i Artemis bardzo nam pomogli. Gdyby nie ich obecność i praca, chyba nie udałoby nam się wszystkiego wykonać na tak wysokim poziomie. Jakby na to nie patrzeć, zżyliśmy się przez ten czas. Obydwoje stanowili ważny element całego przedsięwzięcia.  Tym bardziej moment rozstania nie należał do najprzyjemniejszych.

Ten nowo powstały brak chciałoby się od razu czymś wypełnić. Zrobić coś ciekawego i emocjonującego, żeby nie myśleć. Ale chwilowo jakoś tak nie za bardzo się chce. Po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że czasem trzeba pozwolić sobie na przeżycie gorszego dnia bez względu na to, o której godzinie się wstało. W końcu nie można się ciągle tylko ze wszystkiego cieszyć…

L.

1 komentarz:

  1. Ciekawe podejście do tego wstawania o 6.00. Moje skromne doświadczenie jest takie, że jak wiem, że danego dnia coś przyjemnego mnie spotka to wstaję chęęęętnie ale jak wiem, że nic nie wiem to tak nie koniecznie chce mi się wychodzić spod cieplej kołdry. Moment rozstania z osobami, z którymi co dopiero zaczynamy się poznawać powoduje, że tego przysłowiowego ranka naciągam kołdrę na głowę i zastanawiam się dlaczego tego czasu razem nie wykorzystałam bardziej....
    A może powinnam spróbować inaczej - tylko pojawia się pytanie jak??? Cieszyć się z tego co w tym czasie przeżyłam , czego się nauczyłam. Nie karzmy się za każdy niewykorzystany moment w naszym życiu tylko patrzmy ile przez ten moment zyskaliśmy. Ale mnie L. do refleksji zmusiła????

    OdpowiedzUsuń